Wszystko zaczęło się w połowie maja tego roku. To właśnie wtedy znana już dziś Swiatłana Cichanouska wraz z grupą popleczników zarejestrowała swoją grupę inicjatywną w wyborach prezydenckich na Białorusi. 29 maja, podczas zbierania podpisów pod inicjatywą w Grodnie, został aresztowany mąż Cichanouskiej, Siarhiej, który do dziś przebywa w areszcie. To kolejne już aresztowanie męża było katalizatorem energii i kampanii Cichanouskiej. Kandydatka mówiła wprost, że nie zamierza rządzić Białorusią, ale kandyduje aby zwołać pierwsze od 26 lat wolne i demokratyczne wybory.
To, co wydarzyło się później, przyciągnęło uwagę całej Europy. Wybory prezydenckie odbyły się 9 sierpnia, w większości bez niezależnych obserwatorów, którzy między innymi z powodu pandemii koronawirusa nie zostali wpuszczeni do lokali wyborczych. Według oficjalnych wyników wyborów urzędujący od 1994 roku Aleksandr Łukaszenka wygrał ponownie z piorunującą przewagą 80,1% głosów. Jeszcze tego samego dnia zwolennicy i wyborcy Cichanouskiej, która zdobyła 10,12% głosów (według oficjalnych wyników), wyszli tłumnie na ulice, aby pokojowo zademonstrować sprzeciw co do ważności wyborów. Pierwsze manifestacje kończą się silnymi represjami władz, mimo to ludzi na ulicach przybywa z dnia na dzień.
Strajk generalny
O demonstracjach wszędzie było głośno. Trwające nieprzerwanie od dnia wyborów protesty poruszyły głębokie emocje nawet wśród przedstawicieli białoruskich służb mundurowych. Świat obiegły filmy żołnierzy palących lub wyrzucających swoje mundury i dołączających do tłumu manifestujących ludzi.
Dzisiaj protesty poszły o krok dalej : o godzinie 8 w poniedziałek 17-go sierpnia zaczął się strajk generalny. Strajkują robotnicy, pracownicy zakładów samochodowych MZKT, MTZ i Biełaz, rafinerii Naftan, oraz telewizji publicznej BT, w sumie w co najmniej 26 zakładach pracy. Postulatów jest kilka : uznać sierpniowe wybory za nieważne, przeprowadzić uczciwe i wolne wybory, uwolnić więźniów politycznych i definitywnie odsunąć Łukaszenkę od władzy.
O 10 lat za dużo
Mimo silnej represji demonstracji przez służby OMON i MSW, Białorusini nie tracą odwagi i siły. Wielu ludzi wspomina wybory prezydenckie w 2010 roku, kiedy miała miejsce podobna sytuacja. 10 lat temu funkcjonariusze służb brutalnie stłumili powyborcze demonstracje, co rozbiło tradycyjną opozycję i zgasiło protesty w zarodku. W 2020 roku Łukaszenka liczył prawdopodobnie na podobny efekt, lecz tym razem siła protestu nie ugięła się przed represją, która dolała tylko oliwy do ognia protestujących.
Akty solidarności
Wraz z protestami nabierają na sile międzynarodowe wyrazy solidarności z Białorusinami. Ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich Unii Europejskiej zwołali spotkanie aby omówić możliwą reakcję UE na białoruskie wybory i strajki. Za obopólną zgodą ministrowie dali zielone światło Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych na wystosowanie listy osób, które były bezpośrednio zaangażowane w brutalną represję pokojowych manifestacji na Białorusi. Osoby te miałyby ponieść indywidualne sankcje, jak na przykład zakaz wjazdu na teren Unii Europejskiej, oraz zamrożenie środków ulokowanych w UE. Aktualnie nie wiadomo, czy ministrowie przedyskutowali również pomoc dla białoruskiego społeczeństwa, aczkolwiek proszą o to posłowie do Parlamentu Europejskiego.
Rosja też solidarna, ale z Łukaszenką
Poza Unią Europejską odezwała się również bezpośrednia sąsiadka i sojuszniczka Łukaszenki, Federacja Rosyjska. Prezydent, zaniepokojony obecną sytuacją w kraju, uzyskał obietnicę pomocy ze strony Władimira Putina w razie zagrożenia bezpieczeństwa Białorusi, co może być bardzo szeroko interpretowane. Ponadto oboje wyrazili zaniepokojenie sytuacją w Polsce i na Litwie, gdzie trenują siły zbrojne NATO. Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę, a zaangażowanie w konflikt sił rosyjskich może mieć katastrofalne skutki dla protestujących w imię demokracji Białorusinów.
Suivre les commentaires :
|
